Zdaję mi się, że Polacy za mało cenią swoich rodzimych twórców. Kieślowski został niezrozumiany, o Polańskim opowiada się kawały...Czemu?
Po zapoznaniu się z twórczością Kieślowskiego jestem pod ogromnym wrażeniem jego geniuszu, zmysłu estetycznego.
Pisałam już o Trylogii, dzisiaj chciała bym się skupić na "Krótkim filmie o zabijaniu".
"Krótki film o zabijaniu" powstał w 1988 roku i jak dowiaduję się z serwisu kieslowski.art.pl, na owe czasy był to film niezwykle kontrowersyjny, z racji silnych dyskusji na temat słuszności i moralnego aspektu "najwyższego wymiaru kary". To w jaki sposób temat potraktował Kieślowski w swoim filmie, wywołało dość duży wstrząs.
Akcja filmu toczy się w Warszawie, 16 marca 1987 r.Piotr zdaje końcowy egzamin adwokacki, zaprasza swą dziewczynę do cukierni w Hotelu Europejskim. Wstępuje tu również dwudziestoletni Jacek, który po wyjściu z cukierni wsiada do taksówki i na peryferiach miasta dusi taksówkarza linką żeglarską, po czym, gdy ten zdradza jeszcze oznaki życia i błaga o litość, okrutnie masakruje. Mimo obrony Piotra, Jacek skazany zostaje na karę śmierci. (filmweb)
Kara śmierci to temat wywołujący skrajne emocje. Znam zarówno zagorzałych przeciwników, jak i zwolenników. Ile ludzi tyle różnych głosów. Jaki w takim razie był głos Krzysztofa Kieślowskiego? Za czy przeciw?
"Krótki film..." to obraz niezwykle klimatyczny. Od pierwszego ujęcia film ten wywołuje w nas niechęć, obrzydzenie, zniechęcenie. Nawet kolorystyka tego obrazu jest odpychająca.
Losy trojga z pozoru niezwiązanych ze sobą osób- taksówkarz, świeżo upieczony adwokat i młody morderca - wiąże ich zbrodnia.
Mamy możliwość pobieżnego i powierzchownego obserwowania tych trzech postaci. Taksówkarz jest sympatycznym panem w średnim wieku, jedyne uczucie jakie we mnie wywołał to obojętność.
Adwokat prezentuje postawę nadmiernego optymisty. Entuzjasta prawa zostanie w późniejszym czasie określony mianem "zbyt delikatnego" na wykonywanie tego zawodu.
Jednak najwięcej do powiedzenia widz ma na temat Jacka Łazara- mordercy. Od samego początku wiemy, że ten człowiek jest zły! (mam wrażenie, że to celowy zabieg Kieślowskiego, mający nam ukazać jak szybko ulegamy osądom, jak bardzo lubimy sądzić- zły/dobry). Widzimy młodego człowieka o posępnym, nieprzystępnym i lekko gniewnym wyrazie twarzy. Człowiek ów szwęda się po ulicach Warszawy totalnie bez celu. Jacek Łazar jest patologicznie złośliwy, zły. Rzuca kamieniami, za jeden uśmiech bije, pluje do kawy... Do świata i ludzi jest nastawiony bardzo negatywnie, do tego stopnia, że z zimną krwią morduje według nas- sympatycznego taksówkarza. Widz nie ma prawa lubić Łazara, to zły człowiek.
Przeciętny widz, w tym filmie ujrzy prosty rachunek- zły, młody człowiek, zamordował dobrego taksówkarza- wynik- śmierć.
Tak samo widzi tą sprawę wymiar sprawiedliwości. Trochę inaczej widzi to świeżo upieczony adwokat, który na egzaminie deklarował chęć poznania każdego człowieka, zbrodniarza.
Przed wykonaniem kary śmierci, widzimy Łazara z bardziej ludzkiej strony. Poznajemy jego przeszłość, życie, być może przyczynę jego buntowniczego charakteru. Co z tego? "Najwyższy wymiar kary" nie daje szansy. Nie daje szansy Nam- na zrozumienie zbrodniarzy, nie daje szansy im na żałowanie za swoje winy.
Jacek Łazar zostaje potraktowany jak zwierzę, strażnicy rzucają się na niego i zabijają na siłę, w pośpiechu- bez współczucia, bez litości, bez zrozumienia, bez poszanowania "życia" jako wartości samej w sobie, niczym kota na samym początku filmu- jak zwierzęta, nie ludzie.
O ile przed obejrzeniem filmu byłam na troszkę niepewne "Nie" wobec kary śmierci, tak "Krótki film..." umocnił moje stanowisko. Nie będę w tym miejscu pisała banałów pt. od odbierania życia jest Bóg. Nie, nie o to w tym chodzi...a ludzie podtrzymujący się tylko tym argumentem, nie bardzo dostrzegają sedno całego "dylematu moralnego" i zamieszania nim spowodowanego.
Kara śmierci to pójście na skróty, na łatwiznę. Jak widzimy nie ciężko jest zabić, a zrozumieć. Kara winna być karą, śmierć to pozbycie się problemu. W tym miejscu pojawi się masa sprzeciwów ludzi, którzy lubią określać się mianem "podatników". Cóż, na tym polega właśnie życie w społeczeństwie, nagradzamy zasłużonych, wychowujemy zbrodniarzy. Zmianom powinien ulec system resocjalizacji, nie system prawny. O ile przyjmujemy z chęcią to co los Nam daje, tak z ogromną pretensją walczymy o to, co Nam odbiera. I tyczy się to tylko Nas samych, bo jeżeli komuś odbierana jest najcenniejsza wartość- życie, to stoimy obojętnie, wszak widzimy w tym korzyść dla siebie.